WSZETECZNICE, LADACZNICE- historia prostytucji krakowskiej


Zacząć by można od, znanego wszystkim, frazesu: znana jest wszystkim prostytucja jako najstarszy zawód świata. Można by też zacząć od wywodu, że skoro to najstarszy zawód świata to i przy lokacji dawnej stolicy Polski, czyli roku 1257 funkcjonowały krakowskie domy publiczne. Źródeł jednak brak. Zacznę wobec tego od czasów, nazwijmy je, przed krakowskich.

p1
Różnorako się do niej odnoszono, czasami była akceptowana i wspierana, niekiedy z różnych powodów tolerowana, była też negowana. Istniała w postaci nierządu sakralnego, a w niektórych kulturach była łączona z prawem gościnności. Prawo Mojżeszowe zabraniało prostytucji. Prawodawstwo Egiptu, Mezopotamii, Grecji i Rzymu odnosiło się do sprzedawania seksualności pozytywnie. Stanowisko chrześcijańskie od samego początku było negacją nierządu za pieniądze. Widziało w nim zwyczaje pogan, z którymi walczono.
Jak było na ziemiach polskich? W połowie X stulecia po naszej krainie wędrował kupiec Ibrahim Ibn Jakub, który dziwił się wielce zwyczajom rozpustnym Słowian. Relacjonuje on, że wśród plemion słowiańskich, skoro mąż odkrył, iż żona jego jest dziewicą miał prawo odesłać ją do ojca. Znaczyło to bowiem, że skoro wcześniej żaden z mężczyzn jej nie miał, to dlatego, że nie chciał, a jak nie chciał to coś nią było nie w prządku. Jednak po zamążpójściu, niewiasta już musiała być cnotliwą. To panieństwo wśród Słowian wręcz wymuszało bezpruderyjne uciechy miłosne, a dziewictwo w posagu wnoszone niemile było widziane.
Jednak później, kiedy nastało chrześcijaństwo, sprawy przybrały inny obrót. Napiętnowano zarówno prostytucję, jak i cudzołóstwo. Jeśli na gorącym uczynku przyłapano męża, który z inna niewiastą cudzołożył przybijano go za mosznę do drewnianego pala, na targowym moście i dawano nóż. Delikwent miał do wyboru wykrwawić się lub intymną część ciał odciąć. Kobiecie przyłapanej na tym uczynku obcinano srom i na drzwiach domostwa wieszano. Z kolei, idąc za Kadłubkiem i czeskimi dziejopisarzami, wiemy że niewiernym żonom odbierano niemowlęta, a do piersi przystawiano szczenięta,by te gryzły ich sutki. Kobieta śmierci nie ponosiła, a to dlatego, że uważano iż nie ma zdolności odróżniania dobra od zła. Niewiasta była siedliskiem wszelkiego zła, istotą o słabym charakterze.
Mimo wszystko prostytucja się rozwijała. Istniała od zarania dziejów, istnieje i zapewne istnieć będzie. W wieku XV, kiedy to w 1414 roku rozpoczął się sobór powszechny w Konstancji przybyło nań 718 prostytutek do obsługi posłów, księży, kanoników i biskupów. Tak podaje zgodnie ze źródłami czeski kronikarz. Ale my przyjrzyjmy się prostytucje w Krakowie.
Średniowieczny Kraków, wraz z pobliską Pragą to dwa miasta będące centrami prostytucji w wiekach średnich. Z całą pewnością proceder uprawiania nierządu sięgał czasów wczesno piastowskich, ale źródła pisane pozwalają mi się skupić dopiero na stuleciu XIV. Najstarsze miejskie księgi, pod rokiem 1371, wymieniają ladacznicę Katuszę oraz Dorotę. O tej drugiej dowiadujemy się z zapisów pod rokiem 1385. Wiadomo również, ze w okolicy Gródka, czyli obecnego konwentu sióstr Dominikanek, miasto otrzymywało trzy domy publiczne. Zamtruzy funkcjonowały tam aż do roku 1398, kiedy to rada miasta wydała uchwałę o wygnaniu z miasta ladacznic. Jednak uchwała okazała się zupełnym fiaskiem.
Do końca XIV stulecia prostytucja była karana. Pewne kuriozum, gdyż z jednej strony rajcy miejscy utrzymują damy uciech, z drugiej zaś poddają karze kobiety, które zajmują się tą profesją, a i mężczyzn korzystających z ich usług. Najbardziej srogą karą dla panów było ścięcie, zaś panie- w najlepszym wypadku chłostano.
Dwoistość podejścia to tej sprawy kazała zwrócić się do sfer kościelnych o wykładnię moralną.Nie znamy dokładnej daty, kiedy to taki pomysł się zrodził u rajców krakowskich, ale wiemy do kogo zapytanie skierowano i kiedy otrzymano odpowiedź. Wiemy też, rzecz jasna, jaka to była odpowiedź.
Adresatem był Jan Falkenberg, który urodził się w połowie XIV wieku w Falkenburgu był dominikaninem, synem Prowincji Polskiej. Dobrze wykształcony w rodzinnej miejscowości, nadto w Pradze, Wiedniu, Kamieniu Pomorskim, a w końcu w Paryżu. Przejawiał wyjątkową wręcz skłonność do wdawania się w coraz to bardziej skomplikowane spory sądowe, nawet na szczeblu królewskim. Obecny był na Soborze w Pizie i Konstancji. W klasztorze krakowskim był lektorem oraz regensem Studium Polskiej Prowincji Zakonu Kaznodziejskiego, aż do czasu wygnania z Krakowa w 1407 roku.
Odpowiedzi udzielono w 1405 roku.
Janowi Falkenbergowi zostały zadane dwa pytania: czy ludzkie ustawy w sposób prawy dopuszczają istnienie nierządnic oraz czy pan miasta lub radni mogą budować domy publiczne, umieszczać tam prostytutki i  czerpać z  tego tytułu roczne zyski. Zakonnik opierając się na pismach świętych: Augustyna, Tomasza z Akwinu i Pawła, stwierdził, iż prostytucja jest naganna i przeczy prawu bożemu, a ono samo zakazuje jej popierania. Jednocześnie, jak stwierdził duchowny, całkowity jej zakaz, byłby niezgodny z prawem ludzkim i doprowadzałby do jeszcze większych przestępstw i nieszczęść takich jak wiarołomność małżeńska, kazirodztwo, czy pedofilia. I tak oto prostytucja stała się mniejszym złem, a obecność dziewek wszetecznych usankcjonowano.
Niektóre miasta posiadały swoją dziwkę miejską. W Kunowie funkcjonowała meretrix Heva dicta Pierdolonka, a w samym Krakowie „niewiasta miejska”. Na wsiach lub poza miastami funkcjonowały tak zwane „przypłtnice” czyli dziewki oddające się pod płotem. Bardzo często z zamiarem zajścia w ciąże, bowiem pewniejszy był los żebraczki z dzieckiem, niż dziewki wszetecznej.
Wiemy, że w roku 1457 w okolicy kościoła świętego Marka funkcjonował dom publiczny nazywany Schanhausem, a 1479 prawa miejskie nabyła Katarzyna Ormianka zapisana jako meretrix Leopoliensis. W 1488 roku stanął przed sądem Grzegorz Smolibyk, oskarżony o namawianie do prostytucji Magdalenę- córkę malarza, która jego zdaniem, z uwagi na urodę mogłaby się z tej profesji utrzymać.
Społeczeństwo, mimo iż gardziło najstarszym zawodem świata, to dawało ciche pozwolenie na jego uprawianie. Były dziewki etatowe zatrudniane w legalnych domach uciechy, były tez prostytutki wędrowne, które przyjeżdżały do Krakowa okazjonalnie. Takie okazje nadarzały się przy koronacjach monarszych, pogrzebach, uroczystościach tak świeckich jak i kościelnych: beatyfikacje, kanonizacje, czy odpusty. I tak, przyjezdne dziewki, w roku 1569 sprofanowały grób Izajasza Bonera w kazimierskim kościele świętej Katarzyny. Za karę aż kamień się pod nimi zatrząsł.
Wiemy też z akt sądowych, że w 1662 roku sądzono Zofię z Pokrzywnicy o współżycie z wikarym katedralnym Piotrem, którego okradła bo jej nie zapłacił za usługę. Prostytutki były karane przede wszystkim za kradzież, a nie za sam nierząd. Na podstawie takich wyroków mówi się że na przełomie XVI i XVII stulecia w Krakowie dziewek wszetecznych było 29. Liczba ta jednak jest niewspółmierna do dziewięciu funkcjonujących legalnych zamtruzów i dziwna w porównaniu ze 113 prostytutkami w Poznaniu, czy 13 tysiącami ich koleżanek w Paryżu.
Nierządnice mieszkały w spelunkach i szynkach, których było pełno przy każdej ulicy. Domy publiczne prowadziły osoby prywatne oraz sami urzędnicy. W 1605 roku malarz z zawodu, niejaki Jakub Mertens był sądzony za to, że w piwnicy swojej białogłowy nierządne chował. W 1650 roku zamtruz prowadził jurysta miejski- Brzuchański.
U schyłku XVI wieku w Krakowie miejski burdel mieścił się w Baszcie Krakowskiej w pobliży kościoła Reformatów, później u wylotu ul. św. Marka, a około 1604 roku u wylotu ul. Siennej, w okolicach Nowej Bramy. W drugiej połowie XVII wieku przeniesiono go na ul. Szczepańską. Był też burdel w miejscu niezwykłym, a mianowicie w Smoczej Jamie. To ostatnie miejsce doczekało się nawet fraszki:
„Kto nowicjat odprawił w Lublinie
Na czwartku, wie, jakie gospodynie
W Warszawskiej Baszcie, na Mostkach we Lwowie,
Co za szynk w Smoczej Jamie przy Krakowie.”
Mówi się, że Smoczą Jamę nawiedzał, incognito, król Henryk Walezy. Jest to niewykluczone, znając jego seksualne ekscesy. Wiemy bowiem, że fetyszem króla było wieczorne zapuszczanie się w miasto, łapanie dziwek i podpalanie im włosów łonowych.
Dziewki publiczne, często można było spotkać w ratuszowych lochach, gdzie funkcjonowała karczma zwana Piwnicą Świdnicką. Słynęła ona nie tylko z wybornego piwa świdnickiego, ale również z łatwego dostępu do uciech fizycznych. Drugim, acz osobliwym miejscem,przebywania wszetecznic był cmentarz mariacki. Idąc za doniesieniem skierowanym do krakowskiego ratusza z roku 1705 wiemy, że:
„dziewki wszeteczne na cmentarzu Panny Marii zalegają. Uczciwych, acz pijanych zaczepiają, kieszenie im rabując i kupy po sobie zostawiają”.
Za prowadzenie nielegalnych Schandhausów groziły kary, ale przede wszystkim za zakłócanie porządku publicznego, aniżeli za sutenerstwo. Los taki spotkał, w 1709 roku, pana Taborczyka, który swój przybytek prowadził na ulicy Wiślnej, tuż przy pałacu biskupim. Zarzucono mu, że nierządnice trzyma, przyzwolenie daje na czyny niecne, na zniewagi pozwala, gdyż klientów bili, tłuczą i opluwają, a ludzie przez to zgorszenie mają, a sąsiadujące Norbertanki przeszkodę w modlitwie cierpią.
Dziewek przyjezdnych przybywało w czasie wojen. Łatwy sposób zdobycie klienta nastał w czasie potopu szwedzkiego w latach 1655-1657, w czasie wojny północnej i kolejnej okupacji szwedzkiej, ale przede wszystkim wraz z Konfederacją Barską po 1768 roku. Druga połowa XVIII wieku to pobyt w Krakowie wojsk rosyjskich. Masowo przybywają ladacznice, masowo też powstają domy publiczne. Kobiety przybyłe do Krakowa zamieszkują Krowodrzę, gdzie znajdowały się rosyjskie koszary wojskowe. A te które obsługują obcego okupanta nazywane są dziewkami moskiewskimi, niejednokrotnie cierpiącymi na chorobę francuską. Ot, takie międzynarodowe nazewnictwo. Bezpiecznie tam nie było. Osiemnastoletnia pannę ze Zwierzyńca- Teklę Boroszczową siłą do koszar zaciągnięto i w jednej izbie gwałt jej zadało sześciu moskali, pod rokiem 1776.
Za Bramą Grodzką można było gorzałki się napić w oberży Stanisława Zarzyckiego, ale też w karty zagrać i uciech swawolnych doznać.
Chyba podaż była większą niż popyt w owym czasie.W 1775 roku Franciszka Witczyńska sprawę cielesną miała z sierżantem co jej jeść dawał. Rok później Rozalia Wojcikowszczonka z kozakiem była za przyodziewek. Zaś Katarzyna Gojdzionka, w 1778 roku, z Moskalem Trubowem Pietruszką bywała za 15 groszy od aktu, lub za złotego za dzień cały, a Anastazja Wesołowska z żołnierzem żyła 3 tygodnie, jedynie za jej utrzymanie. Wiadomo też było, ze z prostytucji nie zawsze się dawało wyżyć. W 1788 roku Zofię Cebulską oskarżono o włamanie do kościoła świętego Sebastiana, do którego przez okno do zakrystii weszła i paramenty liturgiczne ukradła.
Nie pomagały wypędzenia z miasta, jakie zwano wyświeceniem. Odbywały się o świcie, w towarzystwie firtelników miejskich, wśród zapalonych pochodni. Nie pomagały też ani chłosty, ani więzienie. Znana w Krakowie i na Kazimierzu Magdalena Otwinowska, zeznała w 1778 roku:
„… na ratuszu krakowskim w więzieniu już siedziałam o kradzież i murestwo jedenaście razy, i tam mnie karato tak na deresiu przed ratuszem, jako pod pręgierzem i wyświcano z miasta.”
Wyjaśnijmy, iż pręgierz kamienny stał w północno – zachodnim narożu rynku, a dereś polegał na przywiązaniu do drewnianej ławki i zadawaniu chłosty.

Prostytutki najczęściej rekrutowały się same, z biedy i głodu. Niekiedy los taki ich spotykał po gwałcie, kiedy będąc ruszona opinię traciły. Miały między 18, a trzydzieści lat. Rzadko dożywały starości bo albo umierały na choroby weneryczne, albo zabijane były w jakich bójkach, tumultach karczmianych lub skazywane na śmierć. Te którym się udało dożyć podeszłego wieku zostawały żebraczkami, w najlepszej sytuacji trudniły się sutenerstwem.
Wiele murw czy kurew cierpiało na choroby weneryczne, zwłaszcza kiłę, zwaną choroba francuską. była ona w Krakowie znana już w połowie XIV stulecia, a przenosiła się nie tylko droga płciową. Szacuje się, że w całej Europie, w początkach XVI wieku cierpiała na nią jedna piąta mieszkańców. Ulegli też jej królewscy synowie- Jan Olbracht- król, Aleksander Jagiellończyk- król, Fryderyk Jagiellończyk- kardynał.
W 1528 roku założono szpital dla chorych wenerycznie przy obecnej ulicy Sebastiana, był tam też kościół pod wezwaniem świętych Sebastiana i Rocha. Jednak, w 1793 roku, zabudowania zniszczył huragan i elementy kościoła przeniesiono do malej świątyni świętej Gertrudy. Jeden, jak i drugi stały poza murami miejskimi. Tak czy inaczej murwy szybko się starzały, zapadały na choroby, ich organizmy były wycieńczone, a ciała zniszczone. W połowie XVIII wieku austriacki lekarz Leopold Lafontaine badał krakowskie i tarnowskie dziwki i stwierdził, co następuje:
„… rodzaj kobiet, które tak dalece są zepsute, że opisywać je jest niepodobieństwem, również jak obrzydliwym. One to przesiadują w szynkach piwnych i wódczanych, a podczas nocy wałęsają się po ulicach. Każdy zaułek służy im za miejsce zaspokojenia płciowego za mała zapłatę, za kieliszek wódki. Jaka jest miłośnica, taki i miłośnik: najobrzydliwsze plugastwo gminu.”
Nadszedł wiek XIX i tak naprawdę niewiele zmienił w tym temacie. stały dziewki nierządne po ulicach i karczmach, bywały w szynkach i kawiarniach. Na przełomie stuleci wprowadzono obowiązkową rejestrację prostytutek. Tym rejestrem dotknięta była niejaka pani Szteiglowa, która usługi swe świadczyła panom, wojskowym i księżom. Przyłapana na gorącym uczynku, co tydzień w domu musiała być rewidowana.
W roku 1888 Cesarsko- Królewska dyrekcja Policji w Krakowie wydała specjalny dekret, zgodnie z którym każda kobieta trudniąca się nierządem musiała się raz w miesiącu stawić w biurze sanitarnym celem sprawdzenia jej stanu zdrowia i warunków higienicznych. Po spełnieniu odpowiednich wymagań otrzymywała, takowa, książeczkę zdrowia, by mogła nadal swe usługi świadczyć. Należy wspomnieć, iż Kraków, był jednym z niewielu miast, gdzie ta praktyka była stosowana już od końca poprzedniego stulecia. Powstał specjalny regulamin prostytutek, który sankcjonował zasady uprawiania zawodu. Co zawarto w tych rządowych przepisach?
Każda kobieta poddająca się nierządowi publicznemu, winna stawić się osobiście w biurze sanitarnym Dyrekcyi Policyi, względnie Magistratu, które po sprawdzeniu jej stanu zdrowia i dopełnieniu potrzebnych formalności, jeżeli nie zachodzą przeszkody, wpisze ją do księgi i dostarczy jej książkę zdrowia. O ile c.k. Dyrekcya policyi a względnie Magistrat z powodu zachodzących szczególnych okoliczności wyraźnie nie zabroni prostytutkom mieszkać w pewnych częściach miasta (ulic),  wolno jest nierządnicom mieszkać we wszystkich częściach miasta, z wyjątkiem najbliższego sąsiedztwa publicznych i większych prywatnych zakładów naukowych, kościołów i klasztorów. Nie wolno prostytutkom przesiadywać w oknach, ani tez stać w bramach lub drzwiach wchodowych domów, celem przywabienia do siebie mężczyzn. Zabronionem jest wabić na ulicach lub innych miejscach publicznych wabić mężczyzn ruchem lub słowem, znajdować się w nieprzyzwoitym ubraniu lub zachowywać się ogóle w sposób zwracający na siebie uwagę. Nie wolno nierządnicom zdradzać tajemnicy nazwiska odwiedzających ją mężczyzn, z wyjątkiem przypadku, gdy wyjawienia nazwiska zażąda właściwa władza. Nie wolno prostytutce pod karą wydalać się z miejsca zamieszkania na dłużej jak na dwa dni bez zameldowania się w biurze, za powrotem prostytutka winna się natychmiast zameldować się w biurze sanitarnem. Do usług w swych mieszkaniach wolno prostytutkom zatrudniać tylko kobiety, będące w poważniejszym wieku, nigdy zaś mężczyzn. Zabroniono także przetrzymywać w siebie dzieci pod jakimkolwiek pozorem, z wyjątkiem dzieci własnych, i tylko z tem wyraźnym zastrzeżeniem, aby mieszkanie prostytutki było tak urządzone by dzieci nie były narażone na zgorszenie. Każda prostytutka obowiązana jest osobiście stawić się w biurze sanitarnym, do oględzin dwa razy na tydzień, w godzinach i dniach, w jej książce wymienionych i przynieść ze sobą książkę. Kobieta zarejestrowana stale powinna baczyć na stan swego zdrowia, a w razie najmniejszego podejrzenia zaraźnej choroby, powstrzymać się aż do zarządzenia lekarza od spółkowania. Podane przez lekarza środki zaradcze obowiązaną jest ściśle zachować. W przypadku choroby obłożnej, winna przed dniem wypadającym nań oględzin, zawiadomić o tym biuro. Do oględzin winna się każda stawić z ciałem czystem, i czystej bieliźnie. Która nie stawi się dobrowolnie, będzie przymusowo przystawioną, w razie nieusprawiedliwienia się ukaraną. Kobieta zarejestrowana chcąca opuścić swe rzemiosło, winna zgłosić się osobiście w biurze i żądać wykreślenia z listy, podając okoliczności które ją do tego skłaniają.
Zmieniła sie lokalizacja dla chorych wenerycznie. Szpital zorganizowano w opuszczonych budynkach zakonu Duchaków, przy placu Świętego Ducha. Działał tam od 1821 roku, aż do zburzenia go pod teatr miejski.
Ale dopiero schyłek wieku XIX usankcjonował tę praktykę prawnie. Wszystkie te panie podlegały rejestracji i ich dane zapisywane były w specjalnych księgach.
Rokiem największej prosperity dla działanie domów publicznych, jeszcze legalnych, okazał się rok 1904, kiedy to w Krakowie zarejestrowano 14 takich przybytków. Oficjalnie zostały one zlikwidowane dopiero w 1920 roku.
W momencie wybuchu wojny, w dokumentacji, przybyło kilkaset nierządnic. Jak zdążyliśmy zauważyć, wraz z migracja różnorakich armii wzmagał się popyt na usługi seksualne. więc i I wojna światowa napędziła koniunkturę. Jednak do 1918 roku wiele z prostytutek albo porzuciło swój zawód, albo zmarło, lub też opuściło Kraków. Kiedy w 1918 roku władzę w mieście objęła Polska Komisja Likwidacyjna, zarejestrowanych było 174 kobiety trudniące się nierządem. Jednakże nie wiemy ile pań działało w sposób nielegalny czyli bez oficjalnej rejestracji. Aby prostytutkę uznać za zawodową, musiała być taka zapisana w rejestrze i, jak mówiło rozporządzenie wina spełniać zapis: „fakt uprawiania nierządu zawodowo staje się oczywistym, jeżeli kokieta całkowicie swoje utrzymanie lub przeważną część tegoż czerpie z oddawania się za zapłatą przygodnie zapoznanym mężczyznom”.
Wiosną 1920 roku próbowano wyegzekwować zapisy ustawy z dnia 27 listopada 1919 roku zakazującej działalności domów publicznych. 6 września 1922 roku ukazało się rozporządzenia Ministerstwa Zdrowia Publicznego „O nadzorze nad nierządem”. Miało ona definitywnie likwidować domy publiczne na terenie dawnej Galicji. Paragraf 8 rozporządzenia mówił, iż ” utrzymywanie domów rozpusty jest całkowicie wzbronione. Pod nazwą domu rozpusty pojmować należy wszelkie mieszkania i lokale zajmowane przez więcej niż dwie osoby uprawiające nierząd zawodowo”. Mimo przepisów, mimo prób ich egzekwowania, prostytucja, ani domy publiczne nie znikały.
Prostytutki permanentnie usuwane z okolic Rynku Głównego gromadziły się na Plantach, w szczególności zaś w ich części od ulicy Floriańskiej w kierunku ulicy Szewskiej. „Gromady prostytutek i szumowin podmiejskich– pisał magistrat – zachowaniem swoim i wybrykami, bezczeszczą pamiątki kultury narodowej, tak że spokojni obywatele miasta z oburzeniem omijają te miejsca”. Do miasta wpływały przygotowywane przez krakowian liczne skargi i  petycje, magistrat jednak nie potrafił znaleźć rozwiązania problemu. Miasto szczególnie obawiało się opinii turystów, którzy „[…] wychodząc wprost z dworca, są świadkami gorszących scen i wywożą niepochlebną opinię o duchowej stolicy Polski”. Tym bardziej w tych dniach, kiedy do Krakowa z całego kraju przyjeżdżały tłumy osób chcących złożyć hołd pochowanemu właśnie na Wawelu Józefowi Piłsudskiemu.
Działania przeciw szerzącej się i rozrastającej ilościowo prostytucji, szacuje się bowiem, ze co miesiąc przybywało około 10 panien lekkich obyczajów, podejmował Magistrat, choć rzadko kiedy skutecznie.
W sierpniu 1929 roku można było przeczytać w prasie, że w centrum Krakowa:
„odbył się pościg dziewcząt lekkich obyczajów przez policjanta, który nie mogąc nadążyć piechotą, wskoczył do dorożki i co wyskoczy pędził za uciekającymi. Jedną z nich dogonił, gdy zemdlona upadła na bruk przy restauracji „Teatr Stary”. […] Policjant, nie pozwoliwszy zemdlonej podać wody, wraz z drugim nabiegłym stójkowym wrzucił ją do dorożki i odjechał. Tego rodzaju metody, nie praktykowane w żadnym cywilizowanym kraju, należy jak najszybciej usunąć. Dziewczęta lekkich obyczajów należy z całą bezwzględnością usuwać z ulic, ale nie w ten sposób.” Grzmiała ówczesna prasa.
Od sierpnia 1935 roku w komórce obyczajowej krakowskiej policji działało 6 specjalnie wyekspediowanych do walki z  nierządem policjantek. Co ciekawe, już od 1928 roku funkcjonowały w Krakowie, a także w takich miastach, jak: Warszawa, Łódź, Lwów czy Wilno, oddziały kobiecej policji przeznaczone w  głównej mierze do zwalczania prostytucji. Pomimo tego, oraz często przeprowadzanych obław na przebywające w Śródmieściu prostytutki, policja nie potrafiła uporać się z tym palącym problemem. Niemniej wciąż na nowo podejmowano próby znalezienia takiego rozwiązania. Jednym z  pomysłów, który krakowska policja proponowała wcielić w życie, było ograniczenie napływu do miasta nowych nierządnic, przede wszystkim z okolicznych miasteczek i wsi. Migracja prostytutek pod Wawel, według policji, powodowała napływ wraz z nimi znacznej liczby „alfonsów”, opiekunów, kochanków etc., które to osoby zasilały zazwyczaj środowiska przestępcze Krakowa, niekoniecznie związane jedynie z prostytucją. Problemowi, jak twierdzili funkcjonariusze, zaradziłaby inwigilacja przybywających do miasta dziewcząt, przy czym należałoby natychmiast wydalić z Krakowa wszystkie te, które miałyby problem ze znalezieniem pracy, oraz te, co do których byłby choćby cień podejrzenia o oddawanie się nierządowi.
Co ciekawe, nic nie zmieniło się od wieków średnich. Policja wskazywała na grupę kobiet szczególnie podatną na wpływy podwawelskiego świata prostytucji – były to młode dziewczęta przyjeżdżające do Krakowa do pracy jako służące. Podobnie też kształtował się wiek nierządnic. Zgodnie z zapisami w księgach miejskich najmłodsza prostytutka miała lat 15, zaś najstarsza 36. Średnia wieku więc nieco wzrosła, bowiem w średniowieczu po osiągnięciu trzydziestego roku życia, wszetecznica była już podstarzałą emerytką.
Dawniej, panie często oddawały się za chleb lub wódkę. Trudno określić jak sprawy finansowe wyglądały w czasie dwudziestolecia. Nie dość, że zyski ze świadczonych usług czerpali alfonsi, sutenerzy i kochankowie to same prostytutki nie przyznawały się to proponowanych stawek. Na podstawie dwóch zeznań wiemy, iż jedna pobierała kwotę 3 złotych, a inna-4 zł. W tym czasie cena bochenka chleba kształtowała się między 45, a 65 groszy. Czyli za uciechę cielesną wystarczyło wydać równowartość mniej więcej 6-8 bochenków. Biorąc pod uwagę dzisiejsze ceny chleba, inwestycja w taką przyjemność nie przekroczyłaby 35 złotych (rok 2016).
Ale były też i niższe stawki. Przyjrzyjmy się incydentowi z października 1924 roku, jednak tutaj trudno mówić o zarobku sensu stricto. Wówczas to jeden z posterunkowych z dworcowego komisariatu przyłapał in flagranti w bramie prowadzącej do dworcowego westybulu parę w  trakcie aktu miłosnego. Kobieta okazała się prostytutką. Tłumaczyła, że przybyła na dworzec, aby odebrać przyjeżdżającą do Krakowa ciotkę.W pewnym momencie jednak podszedł do niej pijany mężczyzna i „namówił do spółkowania, na co ona się zgodziła”. W  zamian dostała od niego 0,8 zł. Inną wersję przedstawił jej krewki kochanek. Na dworcu miał czekać na pociąg, którym jechała jego żona. Po jakimś czasie pojawiła się koło niego prostytutka „[…] żądając by jej dał na herbatę, gdyż jej zimno czemu on zadość uczynił i w zamian za to użył ją cieleśnie”.
Relacje te pozwalają stwierdzić, iż środowisko prostytutek było podzielone, na panie z marginesu, które oddawały się za cokolwiek i pogardliwie nazywane były plantówkami, na zawodowe prostytutki, oraz luksusowe panie do towarzystwa, które bywały… w hotelach, restauracjach, na salonach lub przy ulicy Lubicz, gdzie jeden z lokali był wyposażony w separatki z kanapami, dla panów wynajmujących panie celem spółkowania. Ile, te ostatnie więc mogły zarobić? Pewną poszlaką jest dla nas informacja zebrana w  toku śledztwa prowadzonego przez krakowską policję w 1929 roku, a dotyczącego zabójstwa prostytutki. Funkcjonariusze ustalili, że zamordowana kobieta co dwa tygodnie wpłacała 100 zł na książeczkę oszczędnościową. Znaleziono również przy niej biżuterię.
Miejscem schadzek, jak niegdyś zamtruzy, były domy publiczne. Za taki dom uważano zgodnie z przepisami, mieszczanie lub budynek, w którym mieszka co najmniej trzy kobiety zajmujące się nierządem. Przybytki te nazywano domami wesołymi, lunaparami lub zwyczajnie burdelami. W Krakowie mieściły się one przy Starowiślnej, przy ulicy Świętego Wawrzyńca, Kamiennej, czy alei Słowackiego. w każdym przyjmowało od 16 do 30 prostytutek.
Ale nie było tak kolorowo i bezpiecznie. Dalej panoszyły się choroby weneryczne zwłaszcza syfilis. Zgodnie z rozporządzeniem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych każda prostytutka musiała posiadać kartę zdrowia, zwaną potocznie czarna kartą. Karta zawierała dane kobiety oraz wyniki badań, które niejednokrotnie przeprowadzano kilka razy w tygodniu. Chore panie leczono w szpitalu świętego Łazarza. Niektóre z nich mogły się leczyć prywatnie, ale bieda i krakowskie skąpstwo powodowało to, że spośród wspominanych 174 kobiet w 1919 roku, prywatnie leczyło się osiem. Z uwagi na szerzące się choroby bardzo wiele z nich umierało w młodym wieku. W 1935 roku, spośród 466 prostytutek- 91 miało kiłę, 160 rzeżączkę, a 35- wrzód.
Wiemy już ze panie lekkich obyczajów często rezydowały na Plantach, ale na podstawie doniesień prasowych przyjrzyjmy się innym miejscom spotkań. „Głos Publiczny”, który nakreślił nam swoistą „mapę” ówczesnej krakowskiej prostytucji:
„Od pewnego czasu uganianie prostytutek po ulicach naszego miasta, przybiera coraz groźniejsze rozmiary. Najgłówniejsze ulice jak: św. Jana, Floriańska, Tomasza, Marka, obok Głównej Poczty, no i Linia A-B, obsiadła ta ropiejąca zgraja. Gdy tylko pocznie się zciemniać [sic!], rozłożą się jak żaby, uśmiechnięte zaczepiają przechodniów.”
Dalej wspomniana gazeta podaje, iż „stada te […] chodzą po kilkanaście naraz, ciągną po ulicach jak na jakiej rewii, uroczystości czy pochodzie, lecz zamiast śpiewu słyszy się słowa i wyrazy niedające się tu powtórzyć i to zaraz z wieczora, gdzie najwięcej na spacerze przebywa młodzieży szkolnej.”
Zaś „Goniec Krakowski”, w roku 1924, pisał o Plantach:
„Wchodząc doń od strony dworca osobowego natkniesz się na rząd nierządnic, które natarczywie kuszą cię, byś spędził z jedną, albo i kilkoma z nich czarowną noc lipcową wśród zaduchu kawiarni, czy restauracji, a potem w czterech odrapanych ścianach hotelu, czy jaskini pożądań wśród odoru tandetnych perfum, zabójczego potu itd. […]”.
W Podgórzu szczególnie obleganym przez nierządnice miejscem była ul. Lwowska. Na  Kazimierzu zaś wielkim zainteresowaniem cieszyła się ul. Estery oraz ul. Miodowa. Były to rejony penetrowane przede wszystkim, jeśli nie w całości, przez żydowskie nierządnice. W grudniu 1927 roku tamtejsi Żydzi zwrócili się do policji z apelem o pomoc właśnie w zwalczaniu prostytucji na wspomnianych ulicach, które – jak napisali:
„są oblężone przez prostytutki i szumowiny uliczne”.
Podobnie było przy ul. Dietlowskiej, gdzie:
„dziewczęta […] nie dają spokojnie przejść ani obywatelom starszym ani młodzieży uczęszczającej do szkoły znajdującej się obok na wieczorne kursa. Rozbijania się na ulicy i  sceny haniebne trwają co wieczór do późnej nocy i to na głównej ulicy […].”
Było jeszcze jedno miejsce w Krakowie, które zasłynęło złą sławą, a wręcz skandalem wśród elit krakowskich. Na rogu ulic Szewskiej i Jagiellońskiej funkcjonował dom publiczny, prowadzony przez panią Wandę Nadzieję Chmurską. Była ona córką arystokratów rosyjskich, którzy stracili majątek w wyniku rewolucji bolszewickiej. Po tym nieszczęściu wyjechała do Polski by szukać tu szczęścia. Wyszła za mąż za krakowskiego przemysłowca Karola Chmurskiego. Małżeństwo nie należało do udanych i oboje pozostawali w separacji. Pani Wanda zamieszkała przy Jagiellońskiej, gdzie prowadziła zdrożny w celach przybytek. W tym samym czasie firma należąca do dwóch wspólników Rzący i Chmurskiego produkowała wodę sodową. Przez zbieżność nazwisk, każdy kto szedł do pani Wandy mówił, że idzie na wodę sodową. A do burdelu chodziła przede wszystkim młodzież- studenci tutejszych uczelni. Wskutek donosu, wiosna 1933 roku, mieszkanie przy Jagiellońskiej 8 odwiedziła policja. przybytek został zamknięty, zarekwirowano pornograficzną poezje i fotografie. Okazało się, że bywalcami domy byli synowie krakowskiej elity, więc sprawę szybko zatuszowano. Samą Chmurską uznano za niegroźną nimfomankę i w czerwcu tego samego roku skazano na jedynie osiem miesięcy więzienia, a cały proces, z uwagi na pochodzenie klienteli, utajniono.
Nadszedł rok 1939. W dniu 6 września, do Krakowa wkroczyli naziści. Wszelkie swobody ograniczono. W takiej sytuacji prostytucja przeszła do jeszcze głębszego podziemia. Kobiety lekkich obyczajów zaczęły świadczyć swe usługi okupantowi i to tylko te, którym sumienie… nie mnie oceniać postawy. Polki współżyjące z Niemcami były naznaczane przez Państwo Podziemne. Jako przestrogę stosowano golenie głowy, co powodowało eliminację społeczną, w ostateczności- likwidowano.
Przytoczmy jednak jedną sprawę, tragiczną, okrutną i nie mieszczącą się w umyśle zdrowego człowieka. W roku 1942,osiadł w Krakowie działacz NSDAP- Franz Tham. Związał się z polską prostytutką- Anną Motak. Zamieszkał przy ulicy Kieleckiej, a przy Zwierzynieckiej najmował garaż, gdzie wraz ze swoją „partnerką” ściągał dzieci i młode kobiety. Pewnego razu odwiedziła ich znajoma Anna i przypadkiem odkryła w piecu ludzką czaszkę. W między czasie na krakowskim czarnym rynku pojawiało się niewiadomego pochodzenia mięso, sprzedawane jako wołowina. Z innych partii mięsa wyrabiano wędliny i odsyłano do Rzeszy. Szybko doniesiono o procederze do władz okupacyjnych. W takcie procesu udowodniono obojgu kanibalizm i 32 morderstwa, Anna Motak zeznawała, jak Franz przyrządzał ludzką wątrobę z cebulą. Oboje rozstrzelano na dziedzińcu więzienia świętego Michała w dniu 2 sierpnia 1943 roku.
Niewiele się zmieniła sytuacja po nadejściu nowej socjalistycznej władzy. W latach 1945- 1948 wprowadzono obowiązek rejestracji prostytutek i wydawano im specjalne książeczki zdrowia. Jednocześnie organy ścigania tworzyły specjalne sekcje do walki z nierządem. Konieczność rejestracji zniesiono dopiero w 1952 roku. Nowa władza utrzymywała, w oficjalnej propagandzie, że dzięki dobrobytowi zjawisko prostytucji nie istnieje w PRL. Jednak istniało. Początkowo panny lekkich obyczajów stały się zwykłymi ulicznicami, gdyż cała ta działalność skupiała się na ulicach miasta. Nadal miejscami gdzie można było najłatwiej spotkać dziewkę do uciechy były Planty i okolice dworca Głównego. Część z tych pań zaczęły okupować nowe miejsce jakim była ulica Świętego Filipa i rejon Starego Kleparza.
Tak jak w całym kraju, liczną klientelę znaleźć można było w miejscach budowy nowej Polski. W Krakowie takim miejscem stała się powstająca Nowa Huta. Ściągami mężczyźni z obszarów całego państwa celem budowy nowych realiów stawali się łatwym kąskiem dla panien. Kraków nie był w tej kwestii wyjątkiem. Taka sytuacja miała miejsce na terenie całego kraju.
Dopiero powstanie nowego przemysłu hotelarskiego zrodziło kategorię panien luksusowych. W Krakowie, urzędowały one przede wszystkim w hotelu Cracovia. Tam na czerwonych dywanach, wśród przyciemnionych lamp i w ekskluzywnych wnętrzach można było „podłapać” dewizowego klienta. W swojej działalności panny współdziałały z portierami, którzy za odpowiednim wynagrodzeniem zgadzali się je wpuszczać do hotelu, wind, a nawet na piętra. W jedną noc zarabiały więcej niż inżynier przez cały miesiąc. Niestety, władza przymykając oczy na tę działalność chciała coś w zamian. Powołano Biuro B wydziały IX departamentu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, które rejestrowało prostytutki, inwigilowało, a za dodatkową opłatą skłaniało do współpracy ze służbami bezpieczeństwa.
Czasy się zmieniły po 1989 roku. Zaczęły powstawać agencje towarzyskie, salony masażu, kluby nocne. Jednak tematu współczesnego poruszał nie będę, co by nikt nie zarzucił mi nakłaniania do nierządu lub jego propagowanie.

 

Na podstawie:

Besala J. „Małżeństwa królewskie. Jagiellonowie”

Besala J. „Małżeństwa królewskie. Władcy elekcyjni”

Kloc K. „Prostytucja w Krakowie międzywojennym 1918-1939” Kraków 2014

Kracik J. Rożek M. „Hultaje, złoczyńcy, wszetecznice w dawnym Krakowie”

Pawlina A. OP „Problem prostytucji w średniowiecznym Krakowie. Jana Falkenberga Iudicium de aedificandis domis pro meretricibus”

Rożek M. „Kraków. Historie nieopowiedziane”

Karpiński A.  „Prostytucja w dużych miastach polskich w XVI i XVII w. „