Święty Jacek Odrowąż


Mało wiemy o dzieciństwie i młodości młodego Odrowąża. Niewiele jest źródeł dotyczących tego świętego, które powstałyby za jego życia. Jego żywoty opierają się na legendach, podaniach, wspomnieniach, dokumentach kanonizacyjnych. Najstarszy jego żywot powstał w krakowskim klasztorze Dominikanów ponad sto lat po śmierci zainteresowanego. Jednak jedno jest pewne. Jest to najbardziej rozpoznawalny polski święty, do czasów Jana Pawła II. Miejsca jego kultu znajdują się na wszystkich kontynentach. Jest jedynym Polakiem, którego posąg znajduje się na słynnej kolumnadzie Berniniego w Watykanie, oraz jedynym przedstawionym w słynnej alei świętych we francuskim Lourdes, gdzie ukazani są jedynie świeci biblijni i francuscy. Jest postacią, która znalazła swe odzwierciedlenia w obrazach Dolabelli, Ludwica Carracci czy nawet El Greco i Albrechta Durera. Wizerunki świętego Jacka możemy znaleźć począwszy od paryskiego Luwru, przez Kraków, aż po południowoamerykański Ekwador.

Jak wspomniałem nie dysponujemy obszernymi dokumentami dotyczącymi życia świętego, są one wręcz znikome. Bardzo mało wiemy o jego dzieciństwie i młodości. Nawet ksiądz Piotr Pękalski, biograf polskich świętych patronów, znany z ubarwiania życiorysów i mieszania prawdy z fikcją, nic nam nie mówi o wczesnych latach Jacka. Wiemy, że urodził się około 1183 roku we wsi Kamień Śląski w Księstwie Opolskim. Jego ojciec Eustachy był bratem Iwona późniejszego biskupa krakowskiego, matką zaś Beata z Końskich. Dziecku nadano imię rodowe  Jan, zaś wołano mu Jacco, z tego też powodu w późniejszym okresie przyjęło się imię Jacek. Ojciec jego, wywodzący się z możnowładczej rodziny rycerskiej, która tu przybyła zapewne za sprawą Kazimierza Odnowiciela, był osobą niezwykle szczodrą. Przypisuje się mu fundację klasztoru żeńskiego w Rybniku jako wotum wdzięczności za narodzenie potomka. Sam ród Odrowążów, jak wspomniałem, wywodził się z Moraw. Za sprawą nadań księcia Odnowiciele otrzymali oni wielką połać ziemi na granicy Śląska i Małopolski. O samym herbie i nazwisku mówi pewna legenda. Gdy król Polski gościł u króla czeskiego z poselstwem tamtejsi rycerze wyśmiewali się z polskiego rycerstwa. Jeden z Polaków, w trakcie tej zakrapianej uczty, miał bronić imienia swego stanu. Rozwścieczony podszedł do Czecha, chwycił go za wąsy i wyrwał mu je wraz z wargą. Od tamtej pory nazywano go Odrzywąsem, co z biegiem lat przekształciło się w Odrowąża.

jacek 3

Wracając do narodzin Jacka i jego dzieciństwa, mamy do czynienia z pierwszym dotyczącym go paradoksem. Wieś Kamień zapomniała o Jacku, jego biografie wiązano przede wszystkim z pobytem w Krakowie. W Kamieniu Śląskim wszystkie pamiątki po Jacku przechowywano na zamku, były one prywatną własnością najpierw Larischów, potem Strachwitzów. Tamtejsza kronika parafialna notuje ustny przekaz o tym, jak jeden z hrabiów, prawdziwy oryginał, tak był niezadowolony, że w czasie odpustu Jackowego ludzie deptali mu wypielęgnowane trawniki, iż siedząc nad przy zamkowym stawem zamiast do kaczek, strzelał do ludzi. W połowie wieku XVIII w kamieńskim zamku, w pokoju, gdzie miał się narodzić Jacek, hrabina Magdalena Engelburg-Kotulińska ufundowała kaplicę. Były w niej pamiątki po Świętym: kołyska, habit zakonny, pasek i piuska. Nie miał jednak nasz święty szczęścia do pobratymców ze wschodu. Za życia musiał uciekać z Kijowa przed hordami tatarskimi. Niemal siedemset lat po jego śmierci wojska radzieckie zajęły zamek w Kamieniu. Pozostawiły po sobie spaloną kaplicę świętego Jacka. Święte pamiątki zginęły, a zamek na pół wieku zamarł i niszczał pod zarządem władz wojskowych. Dopiero w roku 1990 stało się możliwe przejęcie ruin zamku przez diecezję opolską.

Ponoć Jacek był kształcony w domu, być może posłany został do szkoły parafialnej. Jednak jest to tylko przypuszczenie, gdyż tego typu szkolnictwo w Polsce zaczęło dopiero kiełkować, jego rozwój przypada na końcówkę XIII wieku. Z drugiej zaś strony wysokie urodzenie mogło być powodem, iż trafił do takiej placówki, tym bardziej, że później był uczniem krakowskiej szkoły katedralnej, do której trafił dzięki stryjowi. Skoro tam trafił nie mógł być zupełnym analfabetą. Jednak najbardziej prawdopodobną wydaję się inna wersja.

W latach 1185 do 1208, po odbytych studiach w Paryżu i Bolonii, opiekunem krakowskiej szkoły katedralnej był Wincenty Kadłubek- sekretarz księcia Kazimierza Sprawiedliwego. Za sprawą ówczesnego kanonika Kapituły Katedralnej Iwo Odrowąża i za sprawą powinowactwa z nim, Jacek trafił do Krakowa. Odbył tu pierwszy etap edukacji, złożony z siedmiu przedmiotów. W stopniu podstawowym uczył się w ramach trivium: gramatyki, logiki i retoryki, zaś na bardziej zaawansowanym quadrivium poznał: muzykę, astronomię, arytmetykę i geometrię. Wkrótce po zakończeniu nauki otrzymał święcenia kapłańskie. W średniowieczu z reguły było tak, iż ludzie kształceni pozostawali w stanie duchownym. Święcenia mógł uzyskać od biskupa Pełki lub też już Wincentego Kadłubka. Wówczas za sprawą wuja- Iwona, Jacek został posłany na studia do Paryża i Bolonii.

W roku 1215 Iwo Odrowąż wyjechał do Rzymu, jako kanclerz księcia Leszka Białego by uczestniczyć w Soborze Laterańskim IV. Nie wiemy, czy wraz z nim był tam Jacek. Wiadomo, że spotkał tam Dominika Guzmana, tworzącego swoje zgromadzenie. W następnym roku trzeba było ponownie udać się do Rzymu celem odbycia pielgrzymki obiedencyjnej, by złożyć hołd nowemu papieżowi- Grzegorzowi IX. Pielgrzymki takie wyruszały do Stolicy Apostolskiej, przez wieki, w sytuacji wyboru nowego papieża, zmiany monarchy lub przyłączenia nowych ziem. W tej, odbytej w 1216 roku uczestniczył Iwo wraz ze swoim bratankiem Jackiem. Wówczas doszło do ponownego spotkania z Dominikiem. I w tym miejscu zarówno źródła, jak i podania podają dwie różne przyczyny wstąpienia Jacka do zakonu kaznodziejskiego.

Pierwsza jest taka, która sugeruje, iż motorem decyzji był cud dokonany za sprawą Dominika, a druga sugeruje inicjatywę Iwo Odrowąża. Przyjrzyjmy się obu. W tym czasie bratanek kardynała Ferdynanda Fossy spadł z grzbietu galopującego konia. Litując się nad rozpaczą kościelnego urzędnika, Dominik wskrzesił jego kuzyna. Mówił o tym cały Rzym. Świadków zdarzenia było wielu, w tym Iwo i Jacek. Cud tak mocno wstrząsnął Jackiem, iż postanowił on wstąpić do nowopowstałego zgromadzenia. Druga wersja mówi o tym, iż to Iwo Odrowąż prosił czcigodnego Dominika o przysłanie do Polski braci kaznodziejów. Ten jednak mając za mało współbraci, stwierdził, że owszem, i wyśle o ile Iwo wcześniej przedłoży mu odpowiednich kandydatów. Tak właśnie Jacek i jego kuzyn Czesław mieli wstąpić do zakonu. Mija się nieco, w czasie, relacja księdza Pękalskiego z dominikańskimi opowieściami. Przyjmuje się jednak, iż ponowna wizyta Odrowążów w Wiecznym Mieście miała miejsce w Rzymie w roku 1218.Kolejna pielgrzymka była związana nominacja Iwona na biskupstwo krakowskie, po tym jak Kadłubek złożył swój urząd nie osiągnowszy celu jakim było uniezależnienie władzy kościelnej od duchowej i wstąpił do zakonu. Wtedy to właśnie Jacek z Czesławem mieli pozostać w zgromadzeniu dominikańskim i odbyć nowicjat. Pękalski twierdzi, iż okres nowicjatu miał trwać rok, i zakończyć się dla polskich nuworyszy po trzech miesiącach. Jednak u Dominikanów nie była to sprawa jasno sprecyzowana aż do 1244 roku. Prawdopodobnie po upływie sześciu miesięcy pobytu w kościele świętej Sabiny, Jacek otrzymał pierwsze zadanie. Właśnie, to wtedy, według innych przekazów wtedy miało dość do niezwykłego cudu wskrzeszenia bratanka rzymskiego kardynała.

jacek2

Jesienią 1219 roku Dominik wysłał Jacka, Czesława i Hermana do Bolonii, gdzie mieścił się największy konwent braci kaznodziejów. Wiele przekazów ruszyli we trzech pieszo, a nie w bogatych orszakach jak wówczas gdy przybywali do Rzymu. W Bolonii przebywali około roku, pobierając dalsze nauki. Dopiero około 1220 lub nawet 1221 roku Jacek otrzymał śluby zakonne. Z początkiem 1221 roku, W stronę Polski ruszyła grupa dominikanów, na czele z Jackiem. Wśród jego towarzyszy był Czesław oraz Herman i Henryk. Nieśli ze sobą odpis bulli papieskiej, w której papież polecał biskupom nowy zakon. Szli pieszo. Ich pierwszym większym przystankiem była miejscowość Fryzak na pograniczu Styrii i Karyntii. Zatrzymali się u braci z innego zakonu, a mianowicie Kanoników Regularnych Laterańskich. Jacek rozpoczął swe nauczanie i kilku kanoników zmieniło habit na dominikański. Tak oto nasz polski święty stał się założycielem pierwszego klasztoru. Jacek pozostawił tam brata Hermana, czyniąc go przeorem nowego konwentu, a sam ruszył dalej. Odwiedził Lorch w Austrii, potem czeską Pragę. Wszystko wskazuje na to, że w początkach swej zakonnej posługi Jacek nie miał skonkretyzowanych planów ani określonego celu. Możemy tak sądzić, na podstawie takich przesłanek jak kilku miesięczna pielgrzymka po Europie, założenie jednego tylko klasztoru, żadnego działania, poza kaznodziejskim w Pradze. Dopiero po kilku latach powstaną klasztory w tym czeskim mieście oraz we Wrocławiu. Z czeskiej stolicy młody dominikanin udał się wprost do Krakowa, gdzie oczekiwał go już stryj- tutejszy biskup. Skromna grupa zakonników przybyła do polskiej stolicy w dniu 1 listopada 1221 roku i osiadła na Wawelu. Pod tym samym rokiem, lecz na dzień 27 września, ksiądz Pękalski przypisuje Jackowi pierwszy cud. Biorąc pod uwagę, iż żywot był spisany na podstawie materiałów służących kanonizacji spisanych przez ojca Stanisława, sto lat po śmierci Jacka rozbieżność dat zapewne wynika z nieścisłości przekazów ustnych. Otóż Jacek, miał w owym czasie udać się do katedry krakowskiej celem uczczenia rocznicy przeniesienia relikwii biskupa Stanisława ze Skałki do katedralnego kościoła. Ani z przekazów historycznych, ani też z tradycji nie znamy dziennej daty translacji szczątków biskupich. Autor jackowego żywota podaje dzień 27 wrzesień i mówi o wezbranych wodach Wisły. Ta przyrodnicza przesłanka wskazywałaby raczej na okres wiosenny. Tak więc do cudu dojść mogłoby wiosną 1222 roku. Jacek podążając w kierunku katedry spotkał zapłakaną, nad zwłokami syna, wdowę Falisławę, dziedziczkę wsi Pleszowa. Syn jej, jedyny utonął dzień w2cześniej w nurcie Wisły. Jacek uspokajał kobietę, po czym wziął topielca- Piotra za rękę i prosił Marię Najświętszą o przywrócenie mu życia. Piotr niezwłocznie wstał i dziękował za przywrócenie życia Jackowi i Bogurodzicy. Świadkami tegoż wskrzeszenia mieli być współbracia Jacka oraz kanonicy katedralni, w tym przyszły biskup.

W dniu 25 marca 1222 roku, biskup Iwo przekazał Dominikanom parafialny kościół pod wezwaniem Świętej Trójcy, przenosząc tym samym parafię do krakowskiego kościoła mariackiego. Zakonnicy zajęli mały drewniany kościółek, lecz wkrótce zaczęto go rozbudowywać i przekształcać, a lud krakowski nie szczędził składek, jak powiadają legendy. Wiadomym jest, że jako zakon żebraczy Dominikanie nie mieli funduszy na budowę świątyni, musieli liczyć na pomoc finansową z zewnątrz Rok 1222 uważa się za datę sprowadzenia zakonu do Polski.

W tym też roku, wedle żywota świętego, dwa dni po dniu Trójcy Świętej (obchodzonym w niedzielę po Wielkanocy) Jacek miał dokonać kolejnego cudu. Niejaka Judka z Kościelca doznała paraliżu aż mowę jej odebrało. Jej syn wszelkimi sposobami matkę leczył, ale ówczesna medycyna mimo nieszczędzonych środków zawodziła. Udali się więc oboje do Jacka z prośbą o uzdrowienie. Zakonnik chwycił kalekę za ręką i rzekł: „Ufaj córko moja Judko, Pan nasz Jezus Chrystus nie­chaj cię uwolni od tej choroby i wyraźną przywróci mo­wę”. Kobieta natychmiast miała ozdrowieć.

Poświęćmy chwilę samemu biskupowi. Iwo Odrowąż, sam z własnych funduszy sponsorował budowę bazyliki i pierwotnych zabudowań klasztornych. Kościół romański konsekrowano w 1227 roku, choć w czasie budowy nawiedził go pożar (1225). Poświęcenie świątyni dokonał sam legat papieski kardynał Grzegorz Krescencjusz. Iwo Odrowąż był pod wielkim wpływem zgromadzenia kaznodziejskiego. Nie tylko posłał doń swojego bratanka, ale sam nosił się poważnym zamiarem wstąpienia w szeregi zakonników. Chciał w tym celu, śladem swego poprzednika- Wincentego Kadłubka, opuścić stołek biskupi. Papież Urban VIII wyraził na to zgodę, lecz pod naciskiem możnowładztwa polskiego, jak i, prawdopodobnie, samego księcia wydaną zgodę- cofnął. Istnieją, zachowane po dzień dzisiejszy listy papieskie do biskupa wrocławskiego wyjaśniające takie decyzje. Jednak Dominika byli wdzięczni swemu donatorowi, aż do końca jego dni. Kiedy w 1229 roku w czasie podróży do Włoch, biskup krakowski dokonał żywota w modemie i został tam pochowany, polscy zakonnicy, sprowadzili jego szczątki do Krakowa i pochowali w prezbiterium swojego kościoła.

Po krótkim pobycie w Krakowie, Jacek wyrusza na północ. Przez Mazowsze, pieszo w kierunku Pomorza. W roku 1225 książę pomorski Świętopełk, za radą biskupa włocławskiego przekazuje Jackowi kościół świętego Marcina. Na Pomorzu powstaje pierwszy klasztor kaznodziejski. W tym samym czasie jego bracia tworzą zgromadzenia we Wrocławiu, Sandomierzu i Pradze.

Wraca Jacek do Krakowa, by stanąć na czele delegatury, w której skład weszli jeszcze: Prowincjał Gerard z Wrocławia i Marcin z Sandomierza, która wyruszyła do Paryża na kapitułę generalną zgromadzenia w roku 1228. Tam też powołano polską prowincję dominikanów, w skład której weszły: Kraków, Gdańsk, Sandomierz, Wrocław i Praga. Stolica Czech będzie należała do odrębnej prowincji dopiero od roku 1311. Na czele nowopowstałej struktury stanął brat rodzony Jacka- Czesław. Nasz przyszły święty nie został przełożonym z prostej przyczyny. Wzorem założyciela zgromadzenia nie dbał o godności kościelne, a skupił się na pracy misyjnej.

Około 1228 roku, zaraz po powrocie z Paryża, udał się w kierunku Rusi. Tam przejął po benedyktyński kościół Najświętszej Marii Panny i założył klasztor dominikański. W tym miejscu mamy do czynienia z legendą. Wydarzeniem, jakie poświadcza mistyczne moce i przeżycia świętego, ale tradycja niestety źle umiejscowiła to zdarzenie  w czasie. Mówi się, iż w czasie najazdu tatarskiego Jacek wyniósł z płonącego kościoła puszkę z komunikantami. Wówczas usłyszał głos Maryi wołającej z alabastrowego posążku: „Syna mego ratujesz, a mnie zostawiasz?” Na co Jacek tłumaczył się, iż posążek jest zbyt ciężki, a w odpowiedzi usłyszał, że Maria lekką mu będzie. Ostatecznie uratował zarówno wizerunek Marii, jak i komunikanty. Wiadomym jest, że był czcicielem Matki Boskiej, być może pod wpływem tegoż legendarnego widzenia kult ten się bardziej rozwinął. Jednak prawda historyczna jest taka, że Tatarzy najechali na Kijów w roku 1240, kiedy to Jacek przebywał w Krakowie.

Jednak z tą datą wiąże się też kolejną legendę. Uciekający, przed Tatarami, Jacek wraz z towarzyszami: Florianem, Gaudentym i Benedyktem uszli nad Dniepr. Jednak ta wielka, nieposkromiona rzeka nie pozwoliła na przeprawę, a w okolicy nie było żadnej łodzi. Jacek uczynił nad nurtem wody znak krzyża po czym niczym Chrystus przeszedł suchą stopą po wodzie. Jednak jego współbracia z obawy przed utonięciem nie poszli w ślad za nim. Wówczas, chcąc ratować swoich, Jacek zdjął swój czarny płaszcz, rozłożył go na wodzie i niczym łodzią, na płaszczu braciszkowie przedostali się na drugi brzeg.

Pobyt na Rusi, nawracanie pogan i przeciąganie wyznawców kościoła wschodniego na katolicyzm dawały wymierne skutki, skoro papież- Grzegorz IX polecił Jackowi utworzyć biskupstwo na Rusi. W latach 1232 do 1233 krakowski apostoł wyruszył dalej, pod Smoleńsk, Czernichów i pod Moskwę, gdzie również zakładał klasztory. W tym też czasie Jacek poniósł porażkę na swej chrystianizacyjnej drodze. Otóż książę kijowski podburzany przez tamtejszych kniaziów zlikwidował konwent dominikański.

W roku 1233 Jacek rusza w kierunku Prus. Jego celem była chrystianizacja tamtejszych terenów. Stał się konkurencją dla osiadłych tam za sprawą Konrada Mazowieckiego- Krzyżaków. Początkowo Dominikanie, na czele z Jackiem, współpracowali z zakonem krzyżackim. Na pomoc w procesie chrystianizacji północy przybyli bracia z klasztoru w Gdańsku i Chełmnie. Jednak Jacek nie znał przewrotnych planów krzyżackich. Nie układała się współpraca obu zakonów, mimo, iż dominikanie osiągnęli wielki sukces zakładając aż cztery biskupstwa w Prusach, z czego trzy pozostawały w ich rękach. Na Liwie, po koronacji księcia Mendoga biskupem misyjnym został uczeń świętego Jacka- Wit. Jednak powrót Litwy na pogaństwo i brak realnej współpracy z Krzyżakami zmusiły zarówno Jacka jak i Wita do odwrotu i zamieszkania w rodzimym konwencie w Krakowie. Działalności misyjnie zaprzestał Jacek około roku 1243 i na stałe osiadł w stolicy Polski, gdzie głosił płomienne kazania i prowadził pracę duszpasterską.

Według listy cudów, jakie nam zostawił biograf Jacka – lektor dominikański, o. Stanisław – wynika, że od roku 1240 Jacek mieszkał już w konwencie krakowskim. Przyczyną zaprzestania tak rozległej i dynamicznej akcji mogła być niechęć prawosławnych książąt ruskich, najazd Tatarów na Ruś i zaborcza polityka Krzyżaków, którzy paraliżowali wszelkie misyjne wysiłki polskich dominikanów. Zachowały się dwa dokumenty z lat 1236 i 1238, które zawierają podpis Jacka. Przyznają one Krzyżakom przywileje odnośnie ziem pruskich. Jacek występuje w nich jako świadek. Dowodzi to, że piastował wtedy jakiś urząd, przez co jego podpis był konieczny. Jednak rychło Jacek zawiódł się na zakonie rycerskim. Jako prawy syn św. Dominika nie mógł zrozumieć, że można ideę misyjną tak dalece wypaczyć.

Zaraz po powrocie, jako osobisty spowiednik Klemencji z Kościelca został zaproszony na huczne uroczystości ku czci świętej Małgorzaty. Zjawił się w tej niewielkiej miejscowości w przeddzień święta i zastał swą gospodynię oraz pozostałych mieszkańców wielce zasmuconych. Wielka ulewa i intensywne gradobicie w ciągu godziny zniszczyły wszelkie okoliczne uprawy. Wysłuchawszy błagań i próśb pani dziedziczki i miejscowych chłopów, Jacek spędził całą noc na modlitwie. Wraz z nastaniem kolejnego dnia, okazało się, że wszystkie uprawy stoją jakby nie tknięte.

Z tym to wydarzeniem, oraz w wyniszczeniem kraju po najazdach tatarskich wiąże się krótka przypowieść o Jacku od pierogów, a obecnie nawet kolokwialne przezwisko Jacek- placek. Otóż w obliczu głodu święty Jacek karmił dusze ludzkie Słowem Bożym, a ich ciała pierogami, które sam wytwarzał. Miał się nimi, rzekomo, zachwycić, przebywając na Rusi, stąd ich nazwa jako pierogi ruskie. Jednakże w ówczesnych czasach nie znano na terenie Europy ziemniaków więc mogły wykonywane z sera i kaszy i prawdopodobnie swym kształtem przypominały placki. Na pamiątkę tej opowieści w Krakowie organizuje się w sierpniu festiwal pierogów, a zwycięzca otrzymuje statuetkę świętego.

W kolejny roku, jak podaje ksiądz Pękalski, to jest w 1241, zgłosiła się do niego Felicja Gruszkowska, dziedziczka wielkich włości. Jej to mąż urągał i znieważał jej bowiem przez dwadzieścia lat pożycia nie obdarzyła go potomkiem. Zrozpaczona przybyła do krakowskiego konwentu by szukać pomocy u Jacka. Ten wysłuchał niewiasty i obiecał, że pocznie syna, co nastąpiło w niecały rok.

jacek 4

Jacek, jako wyznawca idei Dominika często pościł, umartwiał się i biczował. Czas miał spędzać na modlitwie i kontemplacji. Głosił w Krakowie płomienne kazania, na których gromadziły się tłumy. Częstokroć zapraszany był do kościoła katedralnego. Raz gdy szedł na wawelskie wzgórze, w roku 1244, zaproszony przez kapitułę katedralna by Słowo Boże głosić spotkał niejaką Witosławską, która na wozie dwóch swoich synów wiozła. Synowie jej od urodzenia ślepymi byli. Ujrzawszy świętego zakonnika zeszła kobieta z wozu, uklęknęła i zaczęła błagać o zmiłowanie. Kiedy Jacek ujrzał niedolę jej samej i dzieci, zrobił na ich powiekach znak krzyża świętego po czym młodzieńcy natychmiast na oczy przejrzeli.

Opisy tych cudów znalazły się w najstarszym zachowanym żywocie św. Jacka, spisanym przez lektora Stanisława. Tradycja przechowała też opowieści o wielu innych – w części zapewne legendarnych – nadzwyczajnych zdarzeniach z udziałem Świętego. Święty zawsze zaradza w nich ludzkim biedom i nieszczęściom, na przykład przez wymodlenie uzdrowienia krowy – żywicielki. Jakkolwiek nie sposób dziś dojść do tego, jak było rzeczywiście, jedno jest pewne – modlitwy Jacka były miłe Bogu. Ludzie musieli to widzieć, i oczywiste dla nich było, że Jacek to mąż Boży. Nikogo więc nie zaskoczyła data jego śmierci – w dzień wniebowzięcia jego ukochanej Matki Boskiej. Było to w Krakowie 15 sierpnia 1257 roku. Zanim Jacek odszedł, zwołał starszych braci. – Pragnę wam pozostawić to, co usłyszałem z ust ojca naszego, Dominika, żebyście byli pokorni, mieli wzajemną miłość i zachowali dobrowolne ubóstwo. Bo to jest testament wiecznego dziedzictwa – powiedział.

Zmarłego pochowano w dominikańskim kościele Świętej Trójcy. Cały Kraków wyległ, żeby pożegnać Świętego. Ceremoniom przewodniczył biskup Jan Prandota. Gdy wrócił z pogrzebu, wszedł do katedry, żeby się pomodlić. Tam nagle zapadł w sen. Miał wówczas ujrzeć św. Stanisława biskupa z Jackiem, obu idących w anielskim orszaku. Św. Stanisław wyjaśnił śpiącemu biskupowi, że właśnie wprowadza Jacka do chwały nieba. W dniu śmierci Jacka podobne widzenie miała jego krewna, błogosławiona Bronisława, norbertanka z klasztoru na pobliskim Zwierzyńcu. Ujrzała Najświętszą Maryję Pannę, trzymającą za rękę dominikanina o jaśniejącej postaci. Matka Boska oznajmiła jej, że prowadzi do nieba brata Jacka z Zakonu Kaznodziejskiego.

W dniu pogrzebu Kraków obiegła wieść o kolejnym cudzie. Oto młodzieniec Żegota skręcił kark przy upadku z konia. Zrozpaczeni rodzice przynieśli ciało martwego syna do kościoła dominikanów i położyli je przed grobem świętego Jacka. Po godzinie modlitw młodzieniec wstał zdrowy, bez śladów wypadku.

Te wydarzenia skłoniły dominikanów z Krakowa do notowania cudów dokonanych za pośrednictwem brata Jacka. To z tych protokołów czerpał lektor Stanisław, niestety później zaginęły. Mimo to kult trwał, wzmagany kolejnymi świadectwami cudów.

Proces kanonizacyjny, zmarłego w opinii świętości trwał aż 337 lat, mimo, iż już za życia towarzyszyła mu sława cudotwórcy, mimo, iż przeprowadziło dogłębną, drugą chrystianizację Polski, oram mimo tego, iż listę jego cudów zaczęto spisywać kilkanaście lat po jego śmierci w księdze „Liber Miraculorum”. Trwało to tak długo gdyż w Polsce w ferworze walk o piastowską stolicę i starania jej utrzymania przez Bolesława Wstydliwego, potem Leszka Czarnego, wreszcie budzące się idee zjednoczeniowe kraju, nie pozwalały na zajmowanie się takimi sprawami jak kanonizacja zakonnika, co rzecz jasna wydaje się być oczywistym. Dominikanie, natomiast, sami z siebie nie mogli stworzyć wystarczająco silnego stronnictwa, które ułatwiłoby ten proces, zwłaszcza w okresie sporów cesarstwa z papiestwem o strefy wpływów w ówczesnej Europie. Dopiero w Polowie Xv wieku zintensyfikowano starania o wszczęcie procesu kanonizacyjnego. Działania te trwały przez cały wiek XVI. Pierwszy sukces nastąpił, dzięki staraniom i wsparciu samego króla- Zygmunta Starego, kiedy w 1523 roku ukonstytuował trybunał procesowy. Cztery lata później w roku 1527, papież Klemens VII zezwolił Dominikanom z polskiej prowincji na publiczny, lokalny kult zakonnika poprzez umieszczenie go w liturgii godzin i we mszy świętej. Datę tę bowiem, przyjmuje się za rok beatyfikacji Jacka Odrowąża, mimo, iż beatyfikacja ta miała niewiele wspólnego z procesem obecnym jaki jest praktykowany w Watykanie.

Jednak, i teraz nie obyło się bez znacznych perturbacji. W dniach od 6 do 14 maja 1527 roku miało miejsce wydarzenie określane mianem Sacco di Roma. Niemiecko-hiszpańskie wojska Karola V, w czasie wojny z papiestwem, Francją i miastami włoskimi, najechały na wieczne miasto, paląc je i rabując. W tym to czasie wraz z wieloma złupionymi skarbami i dziełami sztuki, zaginęły akta procesowe mające doprowadzić do ostatecznej kanonizacji polskiego Dominikanina. Nastąpiło ponowne opóźnienie, mimo wielu petycji kierowanych do Stolicy Apostolskiej przez polskie władze kościelne oraz kolejnych władców: Zygmunta Jagiellona, Stefana Batorego i super katolika- Zygmunta III Wazę. To właśnie zaangażowanie tego ostatniego, w tym również w odnalezienie akt procesowych, przyczyniło się w znacznym stopniu do przyspieszenia procesu. W roku 1589 Sykstus V opowiedział się za szybkim wyniesieniem Jacka na ołtarze. Cała sprawę przeciągającej się kanonizacji powierzył Kongregacji Obrzędów, którą sam utworzył w 1588 roku. Jednak papież dokonał żywota rok później, a po nim na piotrowym tronie zasiadało aż pięciu Biskupów Rzymu w przeciągu zaledwie 18 miesięcy. Mimo, iż wszyscy papieże byli przychylni polskiej sprawie, to krótkotrwałe ich rządy nie pozwalały jej uwieńczyć sukcesem. Dopiero Klemens VIII, wcześniejszy legat papieski w Krakowie mógł zakończyć sprawę. Po, w sumie, 41 sesjach i konsystorze z dnia 30 marca 1594 roku wyznaczył termin kanonizacji na 17 kwietnia 1594. Uroczyste wyniesienie na ołtarze odbyło się w dawnej bazylice świętego Piotra. Uroczystości tej towarzyszył niebywały napływ wiernych, ilość pielgrzymów porównywalna jest z kanonizacja świętego Ojca Pio. Zaś biorąc pod uwagę  ówczesne czasy, możliwość przemieszczania się, była to uroczystość równa z wyniesieniem do chwały ołtarzy świętego Jana Pawła II. Przybyli wierni zgromadzili się od samej bazyliki aż po zamek świętego Anioła znajdującego się na wysokości obecnych Pól Marsowych. Uroczystość była niezwykła: grały cztery orkiestry, odpalano liczne działa, znoszono wota i dary, mimo, iż strona polska była przeciwnego zdania. Przedstawiono papieżowi stan skarbca królewskiego prosząc by uroczystości nie były zbytnio pompatyczne i przesadnie bogate. Jednak papież argumentacji nie przyjął, tłumacząc to, iż nazbyt skromne obchody takiego święta będą uwłaczać majestatowi Rzeczypospolitej.

Wyniesiono Jacka na ołtarze jako piątego w historii Polaka i siódmego Dominikanina. Wkrótce ten nazywany świętym Hiacyntem stanął jako jedyny przedstawiciel Polski na słynnej kolumnadzie okalającej święto piotrowy plac przed watykańską bazyliką.